wtorek, 20 stycznia 2015

Nieznane wody...

Dopadło mnie...dopadło to, co nazywają zwątpieniem, chęcią zawrócenia z obranej drogi. Stoję w miejscu zastanawiając się w którą stronę obrać kurs.

Pytają: Jaką masz motywację wyjazdu?
Od zawsze marzyłam o tym, fascynowała mnie taka podróż, gdzie mogę pomagać innym ludziom, dzielić się prostą, ludzką miłością, poznawać nowych ludzi, nauczyć się radości z prostych rzeczy. Taka motywacja była aż do momentu kiedy przekroczyłam próg Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego.

Teraz gdy za mną pół roku przygotowań wciąż zastanawiam się... Tym razem nie umiem udzielić odpowiedzi... Poprzednia motywacja jest piękna czemu by nie... Ale to nie jest ważne, kiedy stoi się przed decyzją wyjechania na prawie rok... Tam też będą kryzysy i problemy, takie jak tu a nawet gorsze. Tam też istnieje niesprawiedliwość, gdzie jedni są lepsi od drugich, gdzie innym los dał więcej a innym te więcej odebrał.  Tam też będą dni płaczu, zwątpienia, choroby czy też samotności.

Tu zostawiam to co budowałam przez 21 lat życia. Rodzinę, przyjaciół, pasję, szkołę, pracę, ulubione miejsca, radości i smutki, zwycięstwa i błędy.

Wyjechałam na okres świąteczny do rodzinnej miejscowości, zostawiłam kwiatki na parapecie i tym samym zostawiłam je biedne na pastwę losu na dwa tygodnie. Czemu o tym wspominam?

Ten kwiatek daje mi pewną lekcję, radę ... Okres niepodlewania mogę porównać do tego czasu kiedy byłam daleko od Boga, kiedy chciałam być panem swojego losu. Czasem w którym krzywdziłam innych...Czasem, w którym nie piłam wody tak cennej do życia, do rozwoju, do rośnięcia, do chwil szczęścia. Po powrocie próbowałam ratować kwiatka podlewając go... Z zewnątrz jeszcze zdrowe zielone liście, natomiast w środku pustka.... Tak z nadzieją podlewam kwiatka przez kolejne dni, może jeszcze się uda. Może odrodzi się .... Nadzieja sprawia, że nie odrywam usychających łodyg... W końcu podejmuję odważną decyzję, odrywam i pozwalam zacząć mu wszystko na nowo . Pełna nadziei wierzę, że uda mu się puścić liście na nowo a z czasem zdobić mój pokój pięknymi kwiatami.

Tylko czy ja jestem też na to gotowa? Oderwać wszystkie uschłe liście, zostawić to co dotychczas budowałam z mniejszymi , większymi sukcesami lub z ich brakiem? Czy jestem gotowa zostawić to co mi jest znane, z czym się oswoiłam? Czy jestem gotowa aby moje życie wywróciło się do góry nogami ? Czy na prawdę tego pragnę? Czy mam odwagę powiedzieć Panie Boże oddaje Ci mój rok życia, rób co chcesz? Ale co  to jest rok w porównaniu z tym , że On oddał swoje całe życie za nas. Jacyś my maluczcy. Pełni niedoskonałości, pełni wad, tak bardzo samolubni...


"Duchu Św. naucz ufać Ci bez granic i poprowadź mnie po wodzie gdziekolwiek mnie powołasz ..."