Organizując akcję „Dzień dziecka w Zambii” niczego nie
oczekiwałam w zamian. Czułam, że muszę to zrobić i że to jest totalnie dla mnie
naturalne. Miały być to tylko dwie paczki wysłane do Paulinki, która wówczas
pracowała w Chingolii. Ostatecznie stało się tak, że wysłaliśmy w sumie 8
paczek do takich miejsc jak Lufubu, Kabwe, Mansa i Chingola. Zorganizowaliśmy
lekcje tematyczne w szkole , dzień misyjny w parafii i koncert podsumowujący
akcję. Nigdy nie przypuszczałam, że aż
tak Salezjański Ośrodek Misyjny (SOM) odciśnie swój ślad w moim życiu. Dziś moi przyjaciele to ludzie poznani w SOMie,
śpiewam w zespole, który wówczas przyjechał zagrać koncert a niesamowitym
przezyciem było poznać w Gdańsku grupę pielgrzymów z Mansy (Zambia), którzy
przyjechali na ŚDM wraz z moimi koleżankami z którymi przygotowywałam się na
wyjazd na misje. Tak to Ci sami ludzie, do których wysyłałam paczki! Jednak
najlepsze dopiero było przede mną ! J
Nie planowałam jechać
na Światowe Dni Młodzieży w Krakowie. Jakoś mnie specjalnie nie ciągnęło,
pojawił się lęk przed zamachami i tak naprawdę to najmocniejszą wymówką była
praca. Trafiając do zespołu Dobre Słowo stało się tak, że uczestniczyłam w mszach
diecezjalnych ŚDM w naszej parafii oraz dziwnym trafem znalazłam się w składzie
zespołu FindMe+, który robił oprawę muzyczną w Gdyni. Wtedy właśnie coś mnie
ruszyło! Tęsknota za tym, aby ten magiczny czas się nie kończył i ogromne
pragnienie wyjazdu do Krakowa. To była niedziela tydzień przed ŚDM. W
poniedziałek dzwoniłam do przyjaciółki, która wspominała, że może pojedzie do
Krakowa a w tym samym czasie okazało się, że mam wolny weekend i nie pracuję.
To było totalne szaleństwo! W środę
kupowałyśmy bilet i pakowałyśmy plecaki a w czwartek popołudniu przywitał nas
Kraków Główny!
Cały pobyt w Krakowie się zastanawiałam, po co Ten na Górze mnie
tu przyciągnął. Jak szaleńcowi kazał wszystko rzucać i pędzić. W ogóle o co mu chodzi? I tak minął czwartek i
piątek, nie żeby jakoś stratnie, po prostu fajnie i normalnie, ale to niczego
nie wyjaśniało.
Nastała sobota, nasz spontan również dotyczył tego, że nie
wiedziałyśmy jaki jest plan dnia i tak naprawdę jakie wydarzenia i uroczystości
są w ramach ŚDM i gdzie się dokładnie odbywają. Tak też do Brzegów wybrałyśmy
się z malutkimi plecakami zawierającymi trochę więcej jedzenia, ubrania
cieplejsze na zmianę, płaszcze przeciwdeszczowe i JEDNĄ karimatę. Myślałyśmy,
że na pewno tam będzie jakaś komunikacja miejska i jak będziemy już miały dość wrócimy
się odświeżyć i odpocząć do mieszkania znajomej w Krakowie. Sami się domyślacie,
w jakim byłyśmy błędzie. Po „pielgrzymce” z Wieliczki do Brzegów, pokonując
jakieś 10-12km pieszo w upale byłyśmy prze szczęśliwe znajdując swój sektor D1.
Ależ to było rozczarowanie, kiedy nasz sektor znajdował się za wałem, który
totalnie wszystko zasłaniał i nie posiadał nawet telebimu. Postanowiłyśmy się
przenieść do innych jeszcze otwartych sektorów i tak znalazłyśmy się w sektorze
C8. Daleko, bo daleko, ale znacznie tłoczniej, widać na horyzoncie ołtarz i
telebim. Po czuwaniu z Papieżem i po
koncercie zmęczenie i ból kręgosłupa zaczął mi dawać się we znaki. Postanowiłam
się położyć na karimacie. Paulinka w tym czasie poszła się przywitać ze
znajomymi z Chingoli, którzy również przybyli na ŚDM i znajdowali się na
Campusie. Przez czas nieobecności Paulinki, zdążyłam się zdrzemnąć na godzinkę
ubrana w ciepłe dresy, bluzę, osłaniając się płaszczem przeciwdeszczowym. Została mi tylko kurtka czekająca na najgorszą sytuację. To było dopiero przed północą a najgorsze
zimno dopiero przed nami a ja już czułam się przemarznięta. Od nowo poznanych Polaków
postanowiłam pożyczyć jeszcze jedną karimatę i się nią okryć. Leżałam jak kanapka na dole karimata i na górze karimata, próbując znów
zasnąć i przetrzymać zimny okres zanim wróci Paulinka. Różne myśli kłębiły mi się w głowie… – Serio Panie
Boże? Czemu mnie tu przyprowadziłeś? Co ja tu robię? Mogłabym teraz spać w miękkim,
ciepłym łóżku. Proszę Cię jak już tu jestem, niech już Paulinka wróci będzie mi
raźniej i cieplej i proszę Cię aby może nowi znajomi się zlitowali nad nami i pożyczyli
nam jakiś śpiwór bo zamarzniemy. Ja już mam dość!
Tak gadając sobie z Tym na Górze zasnęłam. Zerwałam się na
dźwięk swojego imienia. Przetarłam oczy a nade mną stała Paulinka i Charm
(Zambijczyk, nauczyciel informatyki w Chingolskiej szkole) z kubkiem ciepłej
herbaty i niespodzianką.
Dwie osoby z ich grupy nie dotarły i nie pojawią się na
Campusie, mają dwa bilety, dwa miejsca wolne w sektorze A2 (prawie przed samym
ołtarzem) dodatkowo dysponują karimatami i śpiworami. Przecierałam oczy i uszy ze zdumienia. Bez
protestów, grzecznie ruszyliśmy w drogę do Afryki. Czemu Afryki? Wokół mnie
spali ludzie z Chingolii i Kabwe, kawałek dalej grupa z Mansy. Z innej strony
ludzie bodajże z RPA! Położyłyśmy się na miejscu Charma, przykryte śpiworem,
osłonięte od wiatru przez otaczających nas ludzi. Było nam ciepło, nad nami
gwiaździste niebo i powiewająca Zambijska flaga. Patrzyłam w gwiazdy i nie
mogłam uwierzyć jak Ten na Górze to wszystko sobie wymyślił. Niecały rok wcześniej wysyłałam paczki do
Zambii, a teraz, tej nocy to ja potrzebowałam pomocy i ci sami ludzie wyciągnęli do
mnie pomocną dłoń! :) Otrzymałam ogromny
prezent jakim była możliwość poznania tych ludzi i spędzenia z nimi trochę czasu,
za który jestem ogromnie wdzięczna. Świat jest mały ! Przez jedną noc i jeden dzień byłam na
Afrykańskiej ziemii! :)
Pamiętajcie nawet najmniejszy gest dobroci, działa jak lawina śniegowa. Dla Ciebie to mały, prosty gest , jednak to on rozpoczyna efekt domina! :)
Pamiętajcie nawet najmniejszy gest dobroci, działa jak lawina śniegowa. Dla Ciebie to mały, prosty gest , jednak to on rozpoczyna efekt domina! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz