niedziela, 1 kwietnia 2012

Wywiad - "To co dobre"

Dzień dobry kochani! :)
Straszna pogoda zapukała dzisiaj do naszych okien. Na prawdę dobry żart na prima aprilis mam nadzieję, że jutro wiosna powróci. To zabawne Niedziela Palmowa i droga do kościoła przez śnieżne zaspy. Niedziela Palmowa kojarzy mi się z cieplejszymi powiewami wiatru, pięknym słońcem oraz lekkim ubiorem. A w tym roku zestaw będzie wyglądał tak: kozaki, szalik i rękawiczki.

Dzisiaj znalazłam bardzo ciekawy wywiad Aleksandry Basiukiewicz z Andrzejem Piasecznym. O to kawałek wywiadu, który mnie bardzo zaciekawił:)

"A.B.: Można powiedzieć, że stroni Pan od rozgłosu w mediach. Co więc skłoniło Pana do wzięcia udziału w programie „The Voice of Poland”?
A.P.: Na pewno nie chęć bywania na portalach plotkarskich. Proszę mi wierzyć, że właśnie dlatego, że odnoszę sukcesy zawodowe i nagrywam płyty, które cieszą się dużym zainteresowaniem słuchaczy, mogłem być w takim miejscu. To był świetny program muzyczny, który nie wymagał ode mnie tańców na lodzie tylko uczestniczenia w nim jednocześnie jako artysta, juror i trener. Doprowadziłem do finału fajnego uczestnika, w którego wierzę w dalszym ciągu. Nadal nie prowokuję swoją osobą do tego, aby zainteresowały się mną portale plotkarskie. Jestem tak długo w tej przestrzeni medialnej i napisano o mnie tyle różnych rzeczy, że już po prostu nie ma żadnych nowości. Dlatego się o mnie nie pisze. I bardzo dobrze! Bo ja takiego wspomagania w swojej karierze nie potrzebuję. Nie szukam tanich sensacji i jeśli poszedłem do programu telewizyjnego, to tylko po to, aby w nim uczestniczyć, a nie, żeby pojawiać się na stronach tanich gazet.

A.B.: Powiedział Pan, że lubi przebywać w spokojnych miejscach. Jednak, aby nagrać płytę „To, co dobre”, pojechał Pan do Stanów Zjednoczonych, które często kojarzą się z tzw. „życiem w biegu”. Dlaczego nagrywał Pan za granicą? Nawet mogłoby się wydawać, że tego typu zabieg stał się ostatnio popularny wśród artystów. Czy w Polsce nie ma możliwości na to, żeby stworzyć dobrą płytę?
A.P.: Jeśli stało się to popularne, czego nie do końca miałem świadomość, to zapewne z powodu możliwości, które przyniósł nam rozwój świata. Teraz tak naprawdę nie trzeba nawet wychodzić z domu, żeby w różnych miejscach na świecie móc nagrać płytę. Ludzie często myślą o Ameryce przez pryzmat Nowego Jorku, Chicago czy Los Angeles, a to nie jest prawdziwa Ameryka. Przeważającą część Ameryki stanowią małe miasteczka, a studio, w którym nagrywałem, znajduje się właśnie w jednym z nich, kilka godzin jazdy samochodem od Nowego Jorku, czyli nie w takim zgiełku. Dlaczego wyjechałem? Wyjechałem z powodu pewnych szczęśliwych przypadków, które doprowadziły mnie w tamto miejsce. Spotkałem świetnych ludzi, którzy sprawili, że ta płyta jest moim zdaniem wyjątkowa. Jednak to nie znaczy, że tej wyjątkowości nie można było znaleźć tutaj. Szukałem jej w Polsce, wielokrotnie ją odnajdywałem i nadal będę szukał. To nie jest tak, że pojechałem do Ameryki, odkrywać Amerykę. Po prostu pojechałem odetchnąć inną atmosferą, nie innym powietrzem tylko innymi ludźmi. Okazało się, że trafiłem pod skrzydła Henry`ego Hirscha. To jest facet, który zrobił i nagrał wiele dobrej muzyki w swoim życiu i można mu się zawierzyć absolutnie bez reszty. W związku z tym postanowiłem poprosić go, aby przedstawił swój sposób widzenia piosenek, które zgromadziłem. Wydaje mi się, że to przyniosło dobre efekty. To było spotkanie człowieka z człowiekiem, którzy nic o sobie nie wiedzą, ale właśnie to dało im możliwość zaistnienia w nowej przestrzeni. Wyjechałem tam, żeby tutaj wrócić i nie nagrywałem płyty na rynek amerykański ani żaden inny. Naprawdę nie pojechałem tam po „złote runo”.

A.B.: Skoro płyta powstała za granicą, nie myślał Pan o tym, aby napisać jakiś utwór w języku angielskim?
A.P.: Nie, ponieważ mój język jest moją siłą. Jestem „słowoskładaczem” i nawet jeśli moich tekstów nie można byłoby uznać za poezję, z całą pewnością wkładam w nie wiele emocji. Nie planuję, aby znaleźć się na rynku zagranicznym, więc nie uznaję tego za celowe.

A.B.: Co Pana inspiruje przy tworzeniu tekstów piosenek?
A.P.: To może trywialne, ale przeżywam życie. Nie potrafię pisać udawanych piosenek i zawsze wartością mojej muzyki i tekstów był duży emocjonalizm. Muszę przeżywać życie, aby mieć coś do opowiedzenia. To są w pewnym sensie uniwersalne historie, w których każdy może się odnaleźć. Ja oczywiście opowiadam o sobie i bliskich mi ludziach, ale jeśli ktoś potrafi i ma ochotę odnaleźć siebie w tych piosenkach, to zapraszam.

A.B.: Pana nowa płyta nosi tytuł „To, co dobre”. Jak można go interpretować?
A.P.: Najłatwiej jest po prostu wysłuchać tytułowej piosenki, bo ona wszystko tłumaczy. Tłumaczy to, co od pewnego czasu jest moim celem. Piosenka „To, co dobre” opowiada o tym, jak cenne w naszym życiu są momenty drobnego szczęścia, jak my sami nie zwracamy na nie uwagi i ile przy tym tracimy. Szczęście jest motorem życia, które sprawia, że chce się nam żyć. Kiedy je odczuwamy, jesteśmy w pełni człowiekiem. Ta piosenka jest takim moim manifestem do was, którzy będziecie chcieli ją przyjmować, abyśmy nie mijali tego, co jest dobre w naszym życiu."



Myślę, że wywiad jest bardzo optymistyczny:) Sam fakt skłonienia nas do czerpania szczęścia z drobnych rzeczy ale również dla mnie optymistycznie nastawia świadomość tego, że są jeszcze w Polsce tacy artyści, którzy tworzą dla treści. Nie ważne dla nich jest czy coś na tym zarobią czy będą o nich ludzie pisać. Ważne jest, że np ktoś podejdzie do nich po koncercie i powie "wiesz co stary w tym tekście to masz 100% rację" lub zwykłe a tak na prawdę niezwykłe "dziękuję".

Jak sądzicie współczesna polska muzyka jest tworzona dla treści czy dla popularności i zarobku?

Tak Wam dodałam coś do poczytania:) Ja tym czasem zmykam czytać historię Perfectu:)
Miłego dnia :*

1 komentarz: